wtorek, 12 lutego 2019

Kraina wiecznych jezior

Tytuł: Kraina Wiecznych Jezior
Autor: Andrzej Gręziak
Stron: 236
Wydawnictwo: Novae Res
Cena: 29,99 zł
Ocena: ★★★★☆☆☆☆☆☆

Aniela z Dominikiem wbrew chęciom jadą z rodzicami pod namiot. W domu zostawiają konsolę, gry, wakacyjne plany i... dobre humory. Bo co może spotkać dziesięciolatka i jego dwunastoletnią siostrę na niezbyt rozrywkowym kempingu wśród kompletnej ciszy mazurskich lasów? Walcząc z nudów, młodzi poszukiwacze przygód nie spodziewają się, jakie tajemnice skrywa to nadjeziorne królestwo. Ani tego, że być może nie trafili do niego przypadkiem...

Zazwyczaj gdy widzę książkę, której fabuła rozgrywa się na moich rodzinnych Mazurach, nie mogę przejść obojętnie. Tak było i w tym przypadku, dlatego zapraszam was na recenzję!


Naszymi głównymi jest rodzeństwo - 12-letnia Aniela oraz jej 10-letni Dominik. Nadchodzą upragnione wakacje, kiedy jedyne co chce się robić to usiąść przed komputerem czy telefonem i dać pochłonąć grom. Jednak rodzice tej dwójki mają całkowicie inne plany i zabierają dzieci na biwak pod namioty na Mazury zostawiając cały elektroniczny sprzęt w domu. Kiedy dzieci myślą, że nic ciekawego nad mazurskimi jeziorami się nie wydarzy, los płata im figla, a oni muszą rozwiązać problem Krainy Wiecznych Jezior.

Tak jak wspominałam we wstępie, gdy widzę książkę związaną z Mazurami to biorę ją w ciemno. Jak można zauważyć po mojej ocenie, czasem branie książek w ciemno nie jest dobre.
Muszę przyznać, że pomysł na fabułę, na całą tę historię jest naprawdę dobry. Szczerze mówiąc, nawet sposób przedstawienia nie jest najgorszy. Co więc poszło nie tak?
Głównymi bohaterami są dzieci - sposób w jaki one się wypowiadały, tudzież jakiego słownictwa używały moim zdaniem nie był adekwatny. Po fabule i wieku głównych bohaterów wiadomo, że jest to książka dla młodszych czytelników. Ja mając 21 lat nie rozumiałam kilku wyrazów tam występujących, a co miałoby powiedzieć dziecko 12-letnie. To jeden z rzucających się w oczy minusów.

źródło: mój Instagram

Dzisiaj nie będzie przyjemnie, więc bez przedłużania przejdźmy do kolejnego defektu, który niemiłosiernie rzucał się w oczy i w pewnym momencie zaczął mnie irytować. Mianowicie chodzi mi o nadużycie wyrazu ''bynajmniej''. Na jednej stronie było to użyte kilka razy, a stron w książce jest 236. Ja rozumiem, że nie każdy potrafi poprawnie użyć tego wyrazu w zdaniu, ale jeżeli już znajdzie się osoba, która widzi różnicę między ''przynajmniej'' a ''bynajmniej'' to nie musi tego ukazywać w co drugim zdaniu. To były te momenty kiedy miałam wielką ochotę rzucić książką i jej nie czytać. 

Niby lektura krótka, ale czytałam ją plus minus dwa tygodnie. Już samo to nie wróży dobrze o książce, jednakże nie jest ona totalnym dnem. Wydaje mi się, że wystarczyłoby, aby napisała ją kobieta i inaczej by to wyglądało. Ewentualnie gdyby autor używał innego słownictwa w niektórych momentach.
Ale spokojnie, znalazłam także plusy. Z racji iż autor jest z wykształcenia historykiem są również odniesienia do wydarzeń historycznych. Na całe szczęście nie jest to pokazane w sposób nudny. Zostało to naprawdę fajnie wplecione w przygody Dominika i Anieli.

Osobiście ani wam nie polecam tej książki ani polecam. Sami musicie zdecydować, aczkolwiek wnioskując po podziękowaniach na końcu książki, pojawią się inne książki z przygodami Anieli i Dominika i już w tym momencie wiem, że nie będę chciała po nie sięgnąć.
Dajcie znać czy czytaliście albo czy macie zamiar przeczytać powieść pana Andrzeja Gręziaka. 

Miłego zaczytanego dnia! 📖

***
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Novae Res.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszy mnie fakt, że tu zajrzałeś/aś :D
Miło by było gdybyś zostawił/a po sobie ślad, bo wtedy wiem, że mam dla kogo pisać swoje ''wypociny'' :)
Serdecznie Cię pozdrawiam :3
Alicja w Krainie Książek

Obserwatorzy