niedziela, 2 kwietnia 2017

Szept wiatru - fragment

Jeżeli jeszcze nie wiecie, czy przeczytać "Szept wiatru" Sylwii Trojanowskiej,
to może zamieszczony poniżej fragment Was przekona :) 
Zapraszam do czytania!


Wciągnęłam kawałek ciasta całkowicie mechanicznie, tak że nawet dobrze nie poczułam jego smaku. Oczywiście, nie zaspokoiłam również napadu słodyczowego głodu, więc szybko domówiłam jeszcze jeden kawałek. Kiedy już zamierzałam zabrać się za niego, do mojego stolika przysiadła się starsza kobieta.
— Witaj, Kasiu! — powiedziała na powitanie.
Z wrażenia zaschło mi w gardle. Szybko wzięłam łyk przesłodzonej kawy i nie dowierzając temu, co widziałam, odezwałam się.
— Franciszka Księżopolanka?
— Pamiętasz mnie?
— Tak… — powiedziałam cicho, marszcząc brwi. Kobieta wyglądała odrobinę inaczej niż ostatnim razem. Nadal miała pomarszczoną twarz, dobrotliwe spojrzenie, ale fioletowa płukanka na jej blond włosach wyglądała na niemal zmytą.
— Nie dziw się. To naprawdę jestem ja. Też bywam w Poznaniu.
— Ale… jak? Jak mnie pani znalazła?
— Nigdy cię nie szukałam.
— Nie rozumiem.
— Czasami nie warto rozumieć, czasami trzeba coś zaakceptować. Niektóre rzeczy dzieją się, pomimo iż wszyscy mędrcy wszechświata odrzucili je. Tak to już jest. Ze mną również. Do zrozumienia trzeba czasu. Teraz po prostu to zaakceptuj! — Kobieta przymknęła oczy w ciepłym uśmiechu, ozdabiając swą twarz nowymi zmarszczkami, po czym dotknęła palcem wskazującym koniuszka swojego nosa.
Natychmiast poczułam dreszcz i niewytłumaczalny przypływ energii.
— No właśnie! — przebudziłam się. — O to chciałam panią zapytać. Dlaczego pani robi ten gest i dlaczego czuję się po nim lepiej?
— Kasiu, nie szukaj racjonalnego wytłumaczenia, po prostu to zaakceptuj — odparła w sposób charakterystyczny dla mam, które przekonują swoje dzieci, by zaufały im i nie wkładały palców do kontaktu.
— Ale ja chciałabym wiedzieć, dlaczego tak jest.
Kobieta wyciągnęła przed siebie bardzo szczupłe, pomarszczone palce, których wypielęgnowane paznokcie pomalowane były na liliowy kolor. Nic nie mówiła, tylko lekko przekrzywiając głowę, wpatrywała się we mnie.
— A wiesz, dlaczego brakuje ci odwagi, żeby powiedzieć komuś coś, co powinnaś powiedzieć? Coś, co mogłoby zmienić bieg wydarzeń i być może ciebie uszczęśliwić? — Nie odpowiedziałam, ale czułam, że Franciszka Księżopolanka nawiązywała do mojego dochodzenia w sprawie ciąży Karoliny. — Nie wiesz tego, nawet nie starasz się tego zrozumieć. Po prostu zaakceptowałaś to. Naucz się akceptować to, co nie wymaga rozumienia i szukać racjonalnego wytłumaczenia dla tego, czego nie powinnaś akceptować.
Poczułam suchość w gardle i musiałam upić kolejny łyk kawy. Była już letnia i, choć to niemożliwe, jeszcze bardziej słodka niż poprzednio. Skrzywiłam się.
— Skąd pani wie o Maksie? Skąd pani wie, że nie powiedziałam mu tego, co powinnam powiedzieć?
— A czy ja powiedziałam, że znam Maksa? — zapytała dobrotliwie, bez dozy złośliwości czy drwiny. — Znam się na emocjach, a ty jesteś nimi teraz przepełniona.
— To wszystko jest takie tajemnicze…
— Jak całe nasze życie! Życie jest najpiękniejszą z tajemnic, a na dodatek mamy pewność, że nigdy do końca tej tajemnicy nie odkryjemy. — Kobieta przygładziła swoje proste włosy, odsłaniając długą szyję, która kiedyś musiała dodawać jej urody. — Mam do ciebie jedną prośbę…
— Tak?
— Nie zajadaj smutków. To nie jest właściwa droga. — Pokiwałam głową. — Za tobą siedzi starszy mężczyzna. W każdą sobotę dostaje tu darmową kawę. Wiem, że marzy mu się ciastko. Oddaj mu swoje. Na pewno będzie ci wdzięczny.
Odwróciłam się. Przy stoliku za moimi plecami rzeczywiście siedział mężczyzna. Był ubrany w kożuch, na szyi miał wełniany szal, a na głowie grubą czapkę. Nie wyglądał na kloszarda, lecz na kogoś, kogo życie poważnie doświadczyło. Widać to było po pokrytej bruzdami twarzy, na której wyraźnie malował się spokój. Wpatrywał się swoimi rybimi oczyma w małą filiżankę czarnej kawy. Miałam wrażenie, że się nawet do niej uśmiechał.
Kiedy obróciłam się do swojej rozmówczyni, jej już nie było. Zniknęła w ten sam tajemniczy sposób, w jaki się pojawiła. Nie wstałam, żeby jej szukać, bo byłam przekonana, że i tak jej nie znajdę.
Dając starszemu mężczyźnie talerzyk z ciastkiem, za które otrzymałam bardzo ciche podziękowanie, w głowie na przemian pojawiały mi się dwa pytania: „Kim tak naprawdę jesteś, Franciszko Księżopolanko?” i „Po co znowu zjawiłaś się w moim życiu?”.

Nadal nie jesteście przekonani? W takim razie kolejnego fragmentu szukajcie u instagram.com/camilleshade :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszy mnie fakt, że tu zajrzałeś/aś :D
Miło by było gdybyś zostawił/a po sobie ślad, bo wtedy wiem, że mam dla kogo pisać swoje ''wypociny'' :)
Serdecznie Cię pozdrawiam :3
Alicja w Krainie Książek

Obserwatorzy