Tytuł: Papierowe miasta
Autor: John Green
Stron: 400
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ocena: 6/6
Quentin Jacobsen - dla przyjaciół Q - ma osiemnaście lat i od zawsze jest zakochany w zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum.
Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukianie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów po USA. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy.
Czy dowie się, kogo szuka i kim naprawdę jest Margo?
O tej książce czytałam naprawdę wiele dobrego. Nawet miałam w styczniowych planach się za nią zabrać, ale jakoś mi nie wyszło. Z biegiem mijających miesięcy coraz głośniej było słychać w mediach społecznościowych, o tym iż 31 lipca do kin wchodzi film na podstawie tej książki. Około tygodnia przed polską premierą pojechałam do koleżanki i pożyczyłam od niej właśnie tę książkę. Udało mi się ją przeczytać w ostatnich dniach lipca. Filmu jeszcze nie widziałam, ale zobaczę go już w tę sobotę. Ale jak powszechnie wiadomo, post ten jest o książce, a nie o filmie czy moich czytelniczych zamiarach.
Nie wiem czy już kiedyś wspominałam, ale Green pisze naprawdę świetne, życiowe książki. To co opisuje w książkach może spotkać każdego z nas. Każdy z nas może w swoim życiu poznać taką Margo.
Margo Roth Spiegelman to dość specyficzna osoba. Robi wszystko inaczej niż inni, i właśnie to czyni ją wyjątkową. Może właśnie przez tę wyjątkowość (na pewno, a nie może) Q tak się w niej zadurzył.
Muszę przyznać iż nie prezentuje się dobrze na przyjaciółkę (chociaż z drugiej strony, kto nie chciałby mieć takiej pomysłowej przyjaciółki), ani na dziewczynę na resztę życia (no chyba, że jakby ktoś chciał to i by z nią był). I nie mówię tego dlatego, że nie lubię Margo. Wręcz przeciwnie, bardzo ją polubiłam i naprawdę żałuję, że Papierowe miasta to powieść jednotomowa. Ale wracając do poprzedniej myśli.. Wyobraźcie sobie, że jesteście przyjaciółmi Margo. Niestety pewnego dnia coś Was w niej zdenerwuje i powiecie to dla innej osoby, która przekaże to dla Margo. Uwierzcie mi, że wtedy najlepiej wyjechać z kraju, bo Margo na pewno się zemści.
John Green stworzył świetną postać. I to nie jedną. Drugą taką postacią jest oczywiście Quentin. O nim powiedziała wręcz, że jest przeciwieństwem Margo. Świetny kandydat na przyjaciela oraz chłopaka. Który normalny uczeń, któremu zależy na dobrym napisaniu testów i dostaniu się na wymarzoną uczelnie, nie pojawia się na zakończeniu roku, tylko po to aby odnaleźć dziewczynę, w której jest się zakochanym.
Quentin, jak i Margo to dwójka nastolatków idealnie do siebie dobrana. Q nie istaniałby bez Margo, a Margo nie istaniałaby bez Q.
Co do wymyślonej historii i sposobu jej napisania to powiem, że to była pierwsza książka, którą przeczytałam bez używania zakładki. W trakcie czytania strona zapamiętywała się automatycznie, a z drugiej strony po co zapamiętywać stronę, bądź ją zakładać, skoro książkę naprawdę czyta się szybko, a cała fabuła nas pochłania. Książkę jest trudno odłożyć, co John Green pokazuje w każdej swojej powieści.
Nie zauważałam jakiś większych błędów ortograficznych, chociaż czasami zdarzały się zwykłe literówki. Oczywiście to można wybaczyć wydawnictwu, ponieważ sam przekaz książki był zrozumiały, a zdania nie traciły swojego sensu.
Język sam w sobie jest prosty i zrozumiały. Nie występują tutaj żadne wykresy (tak jak w przypadku 19 razy Katherine) oraz wyrazy archaiczne bądź niezrozumiałe.
Autor i tym razem mnie nie zawiódł, a nawet jeszcze bardziej powiększył swoją ocenę u mnie. Lubiłam go, a teraz wręcz uwielbiam. Jego historie na pewno są ponad czasowe, i tak już zostanie.
Teraz zostało mi już tylko wyczekiwać filmu.
Autor: John Green
Stron: 400
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ocena: 6/6
Quentin Jacobsen - dla przyjaciół Q - ma osiemnaście lat i od zawsze jest zakochany w zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum.
Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukianie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów po USA. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy.
Czy dowie się, kogo szuka i kim naprawdę jest Margo?
O tej książce czytałam naprawdę wiele dobrego. Nawet miałam w styczniowych planach się za nią zabrać, ale jakoś mi nie wyszło. Z biegiem mijających miesięcy coraz głośniej było słychać w mediach społecznościowych, o tym iż 31 lipca do kin wchodzi film na podstawie tej książki. Około tygodnia przed polską premierą pojechałam do koleżanki i pożyczyłam od niej właśnie tę książkę. Udało mi się ją przeczytać w ostatnich dniach lipca. Filmu jeszcze nie widziałam, ale zobaczę go już w tę sobotę. Ale jak powszechnie wiadomo, post ten jest o książce, a nie o filmie czy moich czytelniczych zamiarach.
Nie wiem czy już kiedyś wspominałam, ale Green pisze naprawdę świetne, życiowe książki. To co opisuje w książkach może spotkać każdego z nas. Każdy z nas może w swoim życiu poznać taką Margo.
Margo Roth Spiegelman to dość specyficzna osoba. Robi wszystko inaczej niż inni, i właśnie to czyni ją wyjątkową. Może właśnie przez tę wyjątkowość (na pewno, a nie może) Q tak się w niej zadurzył.
Muszę przyznać iż nie prezentuje się dobrze na przyjaciółkę (chociaż z drugiej strony, kto nie chciałby mieć takiej pomysłowej przyjaciółki), ani na dziewczynę na resztę życia (no chyba, że jakby ktoś chciał to i by z nią był). I nie mówię tego dlatego, że nie lubię Margo. Wręcz przeciwnie, bardzo ją polubiłam i naprawdę żałuję, że Papierowe miasta to powieść jednotomowa. Ale wracając do poprzedniej myśli.. Wyobraźcie sobie, że jesteście przyjaciółmi Margo. Niestety pewnego dnia coś Was w niej zdenerwuje i powiecie to dla innej osoby, która przekaże to dla Margo. Uwierzcie mi, że wtedy najlepiej wyjechać z kraju, bo Margo na pewno się zemści.
John Green stworzył świetną postać. I to nie jedną. Drugą taką postacią jest oczywiście Quentin. O nim powiedziała wręcz, że jest przeciwieństwem Margo. Świetny kandydat na przyjaciela oraz chłopaka. Który normalny uczeń, któremu zależy na dobrym napisaniu testów i dostaniu się na wymarzoną uczelnie, nie pojawia się na zakończeniu roku, tylko po to aby odnaleźć dziewczynę, w której jest się zakochanym.
Quentin, jak i Margo to dwójka nastolatków idealnie do siebie dobrana. Q nie istaniałby bez Margo, a Margo nie istaniałaby bez Q.
Co do wymyślonej historii i sposobu jej napisania to powiem, że to była pierwsza książka, którą przeczytałam bez używania zakładki. W trakcie czytania strona zapamiętywała się automatycznie, a z drugiej strony po co zapamiętywać stronę, bądź ją zakładać, skoro książkę naprawdę czyta się szybko, a cała fabuła nas pochłania. Książkę jest trudno odłożyć, co John Green pokazuje w każdej swojej powieści.
Nie zauważałam jakiś większych błędów ortograficznych, chociaż czasami zdarzały się zwykłe literówki. Oczywiście to można wybaczyć wydawnictwu, ponieważ sam przekaz książki był zrozumiały, a zdania nie traciły swojego sensu.
Język sam w sobie jest prosty i zrozumiały. Nie występują tutaj żadne wykresy (tak jak w przypadku 19 razy Katherine) oraz wyrazy archaiczne bądź niezrozumiałe.
Autor i tym razem mnie nie zawiódł, a nawet jeszcze bardziej powiększył swoją ocenę u mnie. Lubiłam go, a teraz wręcz uwielbiam. Jego historie na pewno są ponad czasowe, i tak już zostanie.
Teraz zostało mi już tylko wyczekiwać filmu.
Naprawdę aż TAK dobra? Czytałam wiele recenzji, które oceniały tę książkę na najgorszą powieść pana Greena, dlatego podchodziłam do niej sceptycznie. Teraz jednak, kiedy tak ją wychwalasz, na pewno po nią sięgnę, choć nie wiem, czy niedługo, czy później, ale sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie!
Niby mnie do Greena ciągnie, a jednak nadal go nie czytałam. :)
OdpowiedzUsuń"Papierowe miasta" to moim zdaniem jedna z najlepszych książek Greena, rozkłada na łopatki "19 razy Katherine", która mnie naprawdę zawiodła (serio, ta wielka podróż, która kończy się po kilku/kilkunastu stronach?) i zdecydowanie przyjemniej się ją czyta niż "Szukając Alaski", wobec której też miałam wysokie oczekiwania :)
OdpowiedzUsuńWeronika z lubieduzoczytac.blogspot.com
Niedługo zaczynam przygodę z ksiązkami Greena, ale raczej od ,,Papierowych miast'' lub ,,Szukając Alaski'' :)
OdpowiedzUsuńwww.papierowenatchnienia.blogspot.com
Tej powieści Greena jeszcze nie czytałam, może kiedyś sięgnę, ale nie ciągnie mnie do niej AŻ TAK bardzo c:
OdpowiedzUsuńLimoBooks :)
Greena czytałam tylko Gwizd naszych wina, i tą jedną książką rozbudził moje zainteresowanie do swoich dzieł. problem w tym, którą książkę przeczytać najpierw? ;)
OdpowiedzUsuńPs. błagam, błagam na kolanach - zrób coś z szablonem! powiększ litery, zmień tło. cokolwiek co ułatwi czytanie bez powiększenia do 200% i zaznaczeniu tekstu, żeby mniej było widać to pstrokate tło... :(
http://antosia-czyta.blogspot.com/
Uwielbiam książki Johna Greena- przeczytałam prawie wszystkie (poza 19 razy Katherine). Papierowe Miasta są jedną z jego lepszych książek i naprawdę je lubię.
OdpowiedzUsuńPS. Nominowałam się do tagu na swoim blogu http://asik-recenzuje.blogspot.com/2015/08/my-little-pony-book-tag.html